
W Swoim Planie Zbawienia Bóg, który mógłby działać „bezpośrednio”, od początku wybiera drogę pośredników: proroków, kapłanów, ludzi konsekrowanych. To przez nich objawia swoją wolę, udziela łaski, upomina, prowadzi i podnosi narody. Kapłaństwo – w swojej istocie – jest więc powołaniem do świętej służby, do oddania życia na własność Bogu, a zarazem do pełnienia funkcji pośrednika między sferą boską a codziennością ludzkiego życia. W świecie, który coraz częściej próbuje urządzić się tak, jakby Boga nie było, kapłan staje się widzialnym znakiem tego, że Niebo nie jest mitem, lecz realną rzeczywistością, a łaska nie jest metaforą, tylko mocą.
Tradycja Kościoła rozróżnia kapłaństwo powszechne wszystkich wiernych, wynikające z sakramentu Chrztu św., oraz kapłaństwo urzędowe (hierarchiczne), przekazywane przez sakrament święceń. Oba te wymiary wzajemnie się dopełniają i przenikają. Kapłaństwo urzędowe istnieje po to, by służyć kapłaństwu powszechnemu, prowadzić Lud Boży ku świętości i uobecniać w świecie ofiarę Chrystusa – przede wszystkim w Eucharystii. Można powiedzieć prościej: bez kapłana nie ma sakramentalnego „mostu” między ziemią a niebem, a bez wiernych nie ma żywego Kościoła, który ten most przekracza. Gdy jedno słabnie, drugie cierpi; gdy jedno się odnawia, drugie odzyskuje oddech.
Powołanie kapłańskie jest szczególnym darem łaski, który domaga się głębokiej i integralnej formacji: duchowej, intelektualnej i ludzkiej. Jest też zawsze odpowiedzią na wezwanie Boga, a wezwanie Boga niemal nigdy nie przychodzi „na próbę” – zawsze wiąże się z ofiarą. Dlatego współczesny kryzys kapłaństwa – skandale, porzucenia, dramatyczny spadek powołań oraz narastające zniechęcenie wiernych – sprawia, że temat ten jest bolesny, ale palący. Co więcej, wydaje się, że wciąż za mało dostrzegamy, jak bardzo misja osób konsekrowanych jest związana ze wsparciem Ludu Bożego. A przecież, gdy czytamy wizje i proroctwa wiążące się z Polską, rola kapłaństwa powraca niemal nieustannie, jak refren: Polska ma być silna w wierze – a więc ma być silna kapłaństwem; Polska ma być „iskrą” – a więc ma strzec tych dłoni, które tę iskrę podtrzymują na ołtarzu; Polska ma być „kapłanem narodów” – a więc ma rozumieć, że jej powołanie nie jest wygodą, lecz służbą i ofiarą.
Naturalnie nasuwa się tu postać św. Faustyny Kowalskiej. Jezus skierował do niej słowa o szczególnej miłości do Polski i o „iskrze” mającej wyjść z naszego kraju, ale równocześnie mocno związał jej misję z losem kapłanów i osób zakonnych. W „Dzienniczku” Faustyna zapisuje liczne prośby Jezusa o modlitwę i wynagradzanie za kapłanów, o ich świętość, gorliwość i wierność. Nie jest to wcale poboczny wątek. Jeśli „iskra” ma przygotować świat na ostateczne przyjście Pana, to jest ona ściśle związana z kapłaństwem, bo to przez dłonie kapłanów Miłosierdzie codziennie zstępuje na ołtarzach w Eucharystii i w udzielanych sakramentach. Właśnie dlatego Jezus mówi do Faustyny:
Kapłanom, którzy głosić będą i wysławiać miłosierdzie Moje, dam im moc przedziwną i namaszczę ich słowa, i poruszę serca, do których przemawiać będą. (Dz 1521)
Z tego jednego fragmentu możemy wywnioskować, jak ważna jest ich rola – mają niezwykłą moc poruszania serc! To potężna broń – której teraz jak najwięcej nam właśnie trzeba, której nie da się zastąpić żadną strategią, żadnym marketingiem, żadną ludzką retoryką. W chwilach zamętu to jest broń Kościoła: namaszczone słowo, które budzi sumienia, zawraca z drogi, prowadzi do spowiedzi, do nawrócenia, do łaski. I właśnie tego dziś najbardziej potrzeba.
Tym bardziej nieprzypadkowe są kolejne słowa Jezusa, w których objawia Faustynie, że kapłani i zakonnicy są dla Niego „perłami” szczególnie drogimi, a zarazem że ich duchowa siła ma się w pewien – dla nas do końca nieprzenikniony sposób – rodzić z ofiary tych, którzy się za nich modlą:
Celem twoim jest i towarzyszek twoich łączyć się ze Mną jak najściślej przez miłość. Jednać będziecie ziemię z niebem, łagodzić będziecie słuszny gniew Boży, a wypraszać będziecie miłosierdzie dla świata. Oddaję ci w opiekę dwie perły drogocenne sercu Mojemu, a nimi są dusze kapłanów i dusze zakonne, za nich szczególnie modlić się będziesz, ich moc będzie w wyniszczeniu waszym. Modlitwy, posty, umartwienia, prace i wszystkie cierpienia łączyć będziesz z modlitwą, postem, umartwieniem, pracą, cierpieniem Moim, a wówczas będą miały moc przed Ojcem Moim. (Dz 531)
W tej jednej wypowiedzi Jezus pokazuje całą logikę duchowego świata: kapłani nie są „samotnymi wojownikami”, których los zależy wyłącznie od nich samych. Ich moc ma się wiązać także z podejmowaniem działań przez tych, którzy w ciszy ich wspierają – w modlitwie, poście, umartwieniu, pracy, cierpieniu. To prowadzi nas do pierwszego kluczowego wniosku rozdziału: misja Polski wobec kapłanów i osób zakonnych nie polega na samej dumie z „wielkiej tradycji”, lecz na podjęciu odpowiedzialności – konkretnie: na wzięciu na siebie części krzyża, który niosą osoby konsekrowane. Jeśli więc Jezus „szczególnie umiłował Polskę”, to wymaga od tego narodu, by stał się dla nich wsparciem i tarczą.
Gdy spojrzymy na XX wiek, zobaczymy, że najbardziej spektakularne spełnienie proroctw o Polsce dokonało się właśnie przez kapłana – i to kapłana z Polski. Historia młodego ks. Karola Wojtyły, który tuż po wojnie przyjechał do Rzymu na studia, mogłaby być jedną z wielu biografii: zdolny ksiądz, świetne studia, powrót do kraju, praca duszpasterska. A jednak Bóg wpisał tę drogę w niezwykły scenariusz, naznaczony proroctwem i cierpieniem. Profesor Medi opowiadał, jak Ojciec Pio, ujrzawszy polskiego księdza, wypowiedział słowa:
Będziesz papieżem, ale będzie też krew i przemoc.
Sam Karol Wojtyła zbagatelizował wtedy te słowa, odpowiadając: Profesorze, Ojciec Pio chciał zażartować. Jestem Polakiem, nigdy nie zostanę papieżem. Trzydzieści lat później okazało się, że nie był to żart, ale proroctwo: 16 października 1978 roku polski kapłan staje się papieżem, a 13 maja 1981 roku nad placem św. Piotra rozlega się huk strzałów. Krew i przemoc wpisują się w jego pontyfikat – i jednocześnie stają się znakiem zwycięstwa: upadku tyranii, której kres przepowiadały objawienia.
W tym miejscu wypada zacytować mistyka – coraz bardziej znanego w naszym kraju – ks. Dolindo Ruotolo, bo jego szczególne proroctwo zapisane 2 lipca 1965 roku pokazuje, że wybór Polaka na papieża nie był tylko „wewnętrzną sprawą Kościoła”, ale wydarzeniem historycznym o skutkach globalnych. Mistyk z Neapolu, ks. Dolindo Ruotolo, w zapisku skierowanym do polskiego dyplomaty hrabiego Witolda Laskowskiego zapisał słowa, które – czytane po doświadczeniach XX wieku – brzmią jak komentarz do dziejów:
Maryja do duszy. Świat idzie ku zatracie, ale Polska, jak w czasach Sobieskiego, dzięki pobożności do Mojego Serca będzie dzisiaj jak tamci w liczbie 20 tysięcy, którzy uratowali Europę i świat przed turecką tyranią. Polska uwolni świat od najstraszliwszej tyranii komunistycznej. Pojawi się nowy Jan, który w heroicznym marszu rozerwie kajdany i pokona granice narzucone przez komunistyczną tyranię. Pamiętaj o tym. Błogosławię Polskę. Błogosławię ciebie. Błogosławcie mnie.
W tym krótkim tekście streszczone jest wszystko: Sobieski, komunizm, „nowy Jan” – kapłan z Polski, który wyjdzie poza granice państwa i rozerwie kajdany. Misja Polski wobec świata przechodzi przez misję jednego kapłana, ale zarazem przez cały naród, który tego kapłana wydał, wychował i – co najważniejsze – mógł go otoczyć modlitwą. I tu dochodzimy do drugiego wniosku: proroctwa nie służą temu, byśmy podziwiali cudze wizje, lecz byśmy zrozumieli odpowiedzialność wspólnoty. Papież z Polski był „darem”, ale też „owocem”: wiary rodzin, ofiary zakonów, męczeństwa kapłanów, modlitwy tysięcy niewidocznych ludzi.
Proroctwa o kapłanach nie są jednak tylko opowieścią o wielkich nazwiskach. W oczach Boga równie ważne – a może nawet ważniejsze – są te dusze, które pozostają ukryte, a jednak dźwigają na sobie ciężar. Jedną z najbardziej niezwykłych postaci w tej perspektywie jest Wanda Boniszewska – mistyczka i stygmatyczka, która otrzymała od Chrystusa szczególną misję wynagradzania za kapłanów i osoby konsekrowane. Misją s. Wandy Boniszewskiej było wynagradzanie Bogu za kapłanów, tego żądał od niej Chrystus – zanotowano w jej biografii – Przez 76 lat w zakonie, przez ukryte cierpienia wynagradzała Bogu zniewagi czynione Mu szczególnie przez osoby duchowne. Cierpienia ekspiacyjne siostry Wandy sięgały wręcz wymiaru przeżywalnego na ziemi czyśćca, a nawet piekła, zwłaszcza podczas uwięzienia jej w sowieckim łagrze, gdzie jej słowa i doświadczenia doprowadziły do nawrócenia wielu komunistycznych oprawców. W jednym z pierwszych objawień Jezus mówi do niej:
Konaj z miłości dla dusz kapłańskich z polskiej ziemi, a toń w Mojej miłości aż na wieki. Najbardziej umiłowałem kapłanów i kapłanów dziewiczych, muszą kochać w pragnieniu męczeństwa. Trzeba wyryć w duszach kapłańskich cenność kapłaństwa i znaczenie w wyjątkowych łaskach Bożych. Kapłaństwo jest ściśle związane z Moim życiem w krzyżu. Kapłan to musi wyglądać tak: widzę duży krzyż, na którym Chrystus z kapłanem zawisają.
To zdanie jest jak otwarcie drzwi do tajemnicy, którą współczesność – nie miejmy złudzeń – usiłuje zamknąć. Świat lubi widzieć kapłaństwo jako „funkcję w strukturze”, jako wykonywany zawód, czasem jako „instytucję do oceny” (oczywiście surowej…). Chrystus mówi coś zupełnie innego: kapłaństwo to On sam na krzyżu, wcielony w konkretnego człowieka. Tam, gdzie świat widzi tylko księdza, Jezus widzi swoje życie rozpięte między niebem a ziemią. Wanda ma nie tylko zrozumieć tę tajemnicę, lecz także ją współprzeżywać – i w tym sensie staje się dla nas obrazem misji całego Ludu Bożego wobec kapłanów.
W jednym z najgłębszych doświadczeń słyszy słowa, które nie pozostawiają złudzeń co do powagi kapłańskiej niewierności:
Dziecko moje, Ja konam i konać będę, aż kapłan zawróci z drogi błądzącej, chcę, byś Mi w tym konaniu była pociechą, masz czynić zadość tak długo, jak długo chcę. Najwięcej cierpię od dusz niezdecydowanych i łatwych do drogi błądzącej. Widzisz Moje konanie, to grzechy całego świata, a ty tylko czujesz malutką cząsteczkę: biskupów, kapłanów, zakonników i zakonnic.
Chrystus tłumaczy jej jeszcze jaśniej, czym jest kapłaństwo w Jego oczach:
Kapłaństwo to Chrystus na krzyżu. Chrystus wciela się w kapłana. Kapłan to Chrystus na krzyżu rozpięty, stale konający, przez krzyż otwiera niebo, dostęp daje do nieba. Stale ma tonąć w Mojej miłości, w ofierze do zniszczenia. Stale ma umierać sobie, jak Ja konam dla dusz, by im niebo otworzyć. Musi mieć wiarę silną i niezachwianą, na burze odporny, w krzyżu ufność i siłę. Kapłan ma być według Mojej myśli i pragnień. Pismo św. to wzór Mój, od niczego nie odchodzę. Mniej mądrości, więcej miłości, a z miłości spełnienie Mojej woli i ofiarę aż do zniszczenia.
Wanda odpowiada na to wezwanie i wchodzi w duchową walkę o kapłanów. We wrześniu 1941 roku zapisze:
Zrozumiałam, że Pan Jezus pragnął powrotu całkowitego do siebie kilkudziesięciu dusz kapłańskich. Pokazał stan ich dusz przed kilku dniami w czasie moich bólów ciała, ale teraz chce, abym przyjęła na siebie cierpienie ich dusz. Zgodziłam się na wszystko. Noc z soboty na niedzielę przebyłam niby w piekle. Dusze kapłanów widziałam w strasznej walce z grzechami, swoimi namiętnościami i z chwilowymi poddaniami się pod władzę szatanów. Stanęłam do walki między niebem a piekłem. (…) Miałam chwile, kiedy straszne grzechy napływały mi do głowy. Broniłam się, bo rozumiałam, że to złe i gorzej jeszcze trapiły z chwilą, kiedy odrzucałam.
To doświadczenie pokazuje coś więcej niż tylko osobistą świętość jednej zakonnicy. Ono odsłania, że w planach Bożych polskie dusze konsekrowane – często ukryte, nieznane, pozbawione rozgłosu – mają odgrywać rolę duchowych tarcz dla kapłanów w Polsce i na świecie. Gdy kapłaństwo słabnie, Bóg budzi w Polsce ludzi, którzy cierpieniem, modlitwą i ofiarą mają „wyrywać kapłanów z paszczy nienasyconego”. Warto zadać sobie jednak pytanie: jeśli jedna zakonnica może być „tarczą” dla wielu, to co może uczynić cały naród, jeśli na serio podejmie tę logikę?
W tym miejscu naturalnie przechodzimy do św. Maksymiliana Marii Kolbego, bo jego życie jest jednym wielkim komentarzem do słów o kapłaństwie jako ofierze. Jako nastolatek podczas objawienia Maryi widzi dwie korony – białą i czerwoną. Słyszy, że biała oznacza czystość, a czerwona męczeństwo. Wybiera obie. Ten wybór nie jest poetycką metaforą.
Kiedy jako młody zakonnik widzi w Rzymie bluźnierczą procesję masońską, słyszy zapowiedzi zniszczenia Kościoła i szyderstwa wobec papieża. Większość milczy. On jeden nie godzi się na bezczynność. Zaczyna od założenia Milicji Niepokalanej – ruchu całkowitego oddania Maryi, który ma być duchową odpowiedzią na ofensywę zła. Po powrocie do Polski, chory, słaby, niemal bez środków, postanawia zbudować „Miasto Niepokalanej” – Niepokalanów. Rozwój tego dzieła jest tak gwałtowny, że z ludzkiego punktu widzenia wydaje się nierealny: tysiące powołań, setki tysięcy egzemplarzy „Rycerza Niepokalanej”, radio, misje, klasztor w Japonii. Maksymilian pokazuje, jak wygląda kapłaństwo przeżywane „na całego”: bez kalkulacji, bez asekuracji, z całkowitym zaufaniem do Maryi.
W końcu przychodzi moment, w którym biała i czerwona korona splatają się ostatecznie: obóz Auschwitz, numer 16670, głodowa cela, dobrowolne ofiarowanie życia za współwięźnia – ojca rodziny. W tym jednym geście streszcza się całe nauczanie o kapłaństwie: kapłan to ten, kto oddaje życie za innych. Bóg daje Polsce taki przykład nie po to, by się nim chlubiła, ale by miała wzór: kapłaństwo mierzy się nie prestiżem, lecz gotowością do oddania życia – również w codziennym „męczeństwie z miłości”: wierności, czystości, posłuszeństwie, służbie.
Rodzi się praktyczne pytanie: jak sprawić, by takich kapłanów i osób zakonnych jak św. Maksymilian było znów wielu? Św. Jan Bosko twierdził, że co trzeci chłopiec ma powołanie kapłańskie lub zakonne, lecz większość z tych powołań nigdy nie dojrzewa – z powodu lęku, braku wsparcia, zgorszeń, presji społecznej. Gdy spojrzymy na dzieje Polski, widzimy, że przez dziesięciolecia była ona jednym z największych „źródeł” powołań w Europie: tysiące polskich kapłanów i sióstr pracowało i wciąż pracuje na wszystkich kontynentach. A jednak w ostatnich latach powołań ubywa, seminaria się wyludniają, a społeczeństwo coraz częściej patrzy na kapłanów z nieufnością. To zjawisko nie jest neutralne: naród, który traci powołania, traci przyszłość nie dlatego, że brakuje mu „kadr Kościoła”, ale dlatego, że zrywa z logiką ofiary. Jeśli młodzi mężczyźni nie są już gotowi oddać życia Chrystusowi i Kościołowi, jeśli rodziny boją się słowa „seminarium”, jeśli słowo „ksiądz” ma brzmieć podejrzanie – to znak, że naród odcina się od własnych korzeni duchowych.
W tym miejscu wracają z pełną mocą wizje, wspomnianej we wcześniejszym rozdziale, Wandy Malczewskiej, która pokazuje, że dobrzy, święci kapłani i osoby zakonne nie spadają z nieba (Choć może dzięki modlitwie o powołania trochę jednak spadają nam z Nieba przez duże „N”). Przyszli duchowni rodzą się w konkretnych rodzinach, szkołach i środowiskach. Malczewska zwraca się do Chrystusa, prosząc o rzeczy wielkie:
A przede wszystkim pragnę, aby całe duchowieństwo świeckie i zakonne, wraz z Ojcem Świętym na czele, gorzało ogniem Twojej miłości, bo na kapłanów patrzymy jak na ognisko oświecające i rozgrzewające… O Jezu, daj nam kapłanów świętych, a odmieni się postać ziemi.
A Pan Jezus odpowiada:
Modlitwa świętych kapłanów jest mi najmilsza, bo oni są moimi pomocnikami… Ja ich wybrałem i posłałem, aby w moim imieniu szli na cały świat i ogień, który przyniosłem z nieba, rozpalali gorliwą pracą popartą świętością życia. (…)
Dobrych i świętych kapłanów będziecie mieli, jeżeli rodzice będą wychowywać dzieci moralnie i religijnie – złe będą karcili nie przekleństwem, ale słowami przyzwoitymi. Jeżeli w szkołach nauczyciele będą kształcili młodzież moralnie i według zasad religijnych. Jeżeli społeczeństwo nie będzie dawało zgorszenia, lecz będzie świeciło dobrymi przykładami – wtedy będziecie mieli kandydatów do stanu duchownego, a duchowieństwo będzie święte.
Ale Jezus ostrzega też przed szczególnym zagrożeniem:
Miejcie się na baczności, bo duch ciemności ma zamiar przemienić się w ducha światłości i utworzyć wśród kapłanów sektę niby dążących do wyższej doskonałości. Oni otumanią wielu słabego umysłu i pociągną za sobą – a potem przez swoją pychę odpadną od Kościoła i będą szerzyli niemoralności i niedowiarstwo wśród ludu… Strzeżcie się tych wilków przyodzianych w owcze skóry.
Te słowa domykają ważny łuk w naszym myśleniu: troska o powołania nie jest tylko kwestią „liczb”, ale czystości wiary, czystości sumień, obrony Kościoła przed pozorną „światłością”, która w praktyce rozmywa Ewangelię. Gdzie pobożność staje się ideologią, a duchowość – być może nawet dobrze ukrytą – pychą, tam rodzi się duchowe spustoszenie. Dlatego misja Polski wobec kapłanów polega także na czujności: na wierności Kościołowi, na rozróżnianiu ducha prawdy od ducha zwodzenia.
W tym miejscu warto dopowiedzieć coś bardzo ważnego: kapłan może być „ogniskiem rozgrzewającym”, ale może też – jeśli zdradzi miłość – stawać się przyczyną wielkiego zgorszenia. W rękach szatana staje się wtedy o wiele groźniejszym narzędziem niż zwykła osoba świecka. W jednym ze swoich „spotkań ze świętymi” polska mistyczka, służebnica Boża Fulla Horak opisuje ważne przesłanie, które otrzymała od patrona proboszczów i wzora dla kapłanów, św. Jana Vianneya:
Św. Jan Vianney: Chudy, kościsty, niezwykle wysoki. Włosy w nieładzie. Czarna sutanna. Duże ręce. Duże nogi. Sprawiał wrażenie silnego i nieustępliwego. Powiedział mi, abym nakłaniała ludzi do modlitwy o dobrych kapłanów. Powiedział mi, że źli kapłani nie uczą miłości Bożej. Utracili klucz od Nieba dla rzeczy doczesnych. Grzesznik przychodzi do nich z grzechami, a często odchodzi ze śmiałością do grzechu. Źli kapłani gorsi są od Judasza. Judasz grzech swój wyznał – oni udają sprawiedliwych. Judasz odniósł srebrniki kupcom krwi – oni je zatrzymują. Judasz sprzedał Boga przed odkupieniem - oni do dziś Go sprzedają.
Zwróćmy uwagę na ten ostry ton – choć to trudny przekaz, nie ma on prowadzić do pogardy wobec duchowieństwa, ale do wstrząsu sumienia: zło w kapłaństwie jest szczególnie tragiczne, bo dotyka klucza do Nieba, który kapłan otrzymał po to, by go używać dla zbawienia ludzi. Właśnie dlatego święci tak usilnie proszą o modlitwę „o dobrych kapłanów” – i dlatego to wezwanie powraca w wielu proroctwach związanych z przyszłością Polski.
Na końcu pozostaje jeszcze jeden wątek, który spaja całość w perspektywie dziejów: misja Polski wobec świata przez kapłanów i zakonników ma również wymiar misyjny w dosłownym sensie, o czym wspominaliśmy już w poprzednich rozdziałach. Święty Andrzej Bobola, patron Polski, ale także patron jedności, który oddał życie za wierność Kościołowi i za nawrócenie Wschodu, jest jak znak drogowy postawiony na rozstaju dziejów. To właśnie Andrzej Bobola wydaje się najdobitniej pokazywać – świadectwem życia oraz w różnych wizjach prywatnych – że Polska nie może zamknąć się w sobie, że powinna posyłać kapłanów i osoby zakonne tam, gdzie wiara przygasa: na Wschód i na Zachód, do krajów, które kiedyś same wysyłały misjonarzy, a dziś proszą o pomoc.
Być może właśnie w tym sensie Polska ma być „aktywnym narodem” – nie narodem komentującym zło świata, ale narodem, który odpowiada na nie ewangelizacją, świadectwem, ofiarą i nowymi powołaniami. A my – jako wierni - mamy konkretne wezwanie, które możemy realizować poprzez:
Gdy spojrzymy na dzieje Polski w świetle proroctw i objawień, dostrzeżemy więc, że misja naszego narodu nie ogranicza się do obrony granic czy walki o polityczną niepodległość. W przekazach tych przewija się jedna zasadnicza prawda: Bóg nie zrezygnował z Polski. Być może właśnie dlatego wciąż wzywa ją, by stała się w szczególnym sensie narodem kapłańskim – narodem, który nie tylko rodzi kapłanów i zakonników, lecz także bierze współodpowiedzialność za ich świętość, wierność i wytrwałość. Dopiero wtedy „iskra”, o której Jezus mówił do św. Faustyny, w kontekście wielkiej przyszłości Polski przestanie być tylko pięknym obrazem, a stanie się historyczną rzeczywistością.
